Kilka miesięcy temu właściciel jednej z działek zaorał jedyny leśny dukt prowadzący do domu pani Janiny. (fot. PGL)
Urzędnicy o pani Janinie z Suchocina w gminie Łuków mówią, że mieszka jakby w powietrzu. Zajmuje siedlisko, które nie jest jej własnością, zabudowania stoją na cudzym gruncie, a w dodatku do jej domostwa nie ma dojazdu. Prawnicy czy geodeci żachną się i powiedzą - to niemożliwe, przecież do każdego siedliska musi być dojazd. W Suchocinie jest inaczej.
Wokół obejścia pani Janiny - Suchocin 36 - jest pięknie. Szczególnie wiosną, gdy wszystko wokół zieleni się i kwitnie. Albo teraz, gdy rozpoczyna się złota polska jesień. Dom stoi na skraju lasu, nieopodal są pola orne, oddzielające dom od wsi. Do drogi przez Suchocin w prostej linii jest około 300 metrów. Cicho i malowniczo. Inaczej to ocenia 78-letnia kobieta, która obawia się kolejnej zimy, przeżywanej ze świadomością odcięcia od świata. - Gdyby co, to nie wezwę pogotowia, bo nie mam telefonu. Zresztą nawet jakbym miała, to co mi z tego, skoro karetka nie dojedzie. I nikt nie dojdzie przez śnieżne zaspy - mówi starsza pani.
Na gruncie
Pani Janina twierdzi, że mieszka w obejściu swego teścia, z którym mieszkała i opiekowała się nim do jego śmierci. – Teść już dawno temu przekazał gospodarstwo państwu za emeryturę. Pola przejęła Agencja Rolna i sprzedała jako działki budowlane. Mnie zostały jedynie zabudowania – pani Janina zaczyna snuć swoją historię. – Trzy lata temu jeden z nabywców wybudował na kupionej działce dom i ogrodził swój teren, przez który wiodła droga do mego domu. Od tamtej pory, żeby dojść do chałupy, korzystam z polnej drogi, a później przechodzę duktem przez las. Kilka miesięcy temu właściciel tego lasu zaorał leśny dukt. Powiedział, że to dlatego, żeby mu drzewa z lasu nie wywozili. W czasie słot, roztopów i zimą nie mam jak ruszyć się z domu. (...)
Więcej w papierowym i e-wydaniu „TS” (nr 40)
Zostało Ci do przeczytania 68% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 40/2013:
najstarsze
najnowsze
popularne