Dlaczego Ola nie żyje?

Czy pielęgniarka mierzyła temperaturę, gdy Ola już nie żyła? Czy dwie godziny później lekarze reanimowali zwłoki dziecka? Na te pytania chce znać odpowiedź Beata Śmieciuch - matka 4-latki, która zmarła w marcu w łosickim szpitalu.

Po prawie czteromiesięcznym postępowaniu Prokuratura Rejonowa w Siedlcach umorzyła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 4-letniej Oli z powodu braku znamion czynu zabronionego. Według prokuratury i opinii biegłych medycyny sądowej, do zgonu doszło „w mechanizmie niewydolności krążeniowo-oddechowej w przebiegu śródmiąższowego zapalenia płuc, mięśnia sercowego rozwijającego się na podłożu infekcji wirusowej”.

Beata Śmieciuch, matka 4-letniej dziewczynki, złożyła do siedleckiego Sądu Rejonowego zażalenie na postanowienie prokuratury. Zostało ono przyjęte. 28 października Sąd zdecydował, by prokuratura jeszcze raz wróciła do sprawy śmierci Oli.

NOWE FAKTY

Podczas rozprawy na jaw wyszły nieznane dotychczas informacje. Prokurator Arkadiusz Szewczak powiedział, że według opinii biegłych Ola zmarła o godzinie 2 w nocy i w momencie reanimacji, która miała miejsce przed 5 nad ranem, dziecko już nie żyło.

– Ta reanimacja była życzeniowa. Z zeznań wynika, że dziecko w tym momencie nie miało drgawek. Czy doszło do zachłyśnięcia, czy było to uduszenie przez treści żołądkowe znajdujące się w przełyku? Nie. To wyjaśniło badanie histopatologiczne. Nie ma dowodów na to, że doszło do popełnienia przestępstwa. Materiał dowodowy jest bezsporny. Biegli nie dopatrzyli się błędów medycznych. Lekarze nie popełnili błędów, diagnostyka była przeprowadzona prawidłowo. Lekarze działali standardowo – mówił prokurator Arkadiusz Szewczak. [...]

Milena Celińska

Cały artykuł można przeczytać w papierowym i e-wydaniu „TS” nr 45.