Polacy, nic się nie stało!

Mazowsze

Daniel Roszkowski 2016-07-06 13:28:35 liczba odsłon: 4229
http://pl.freeimages.com/

http://pl.freeimages.com/

Tak wiem, że powyższe hasło od kilku lat jest zakazane. Od kilku lat, czyli od momentu przejęcia kadry przez Adama Nawałkę. Nie będę się rozpisywał teraz nad jego geniuszem, bo to każdy głupi potrafi być znawcą po fakcie. Muszę jednak podzielić się swoimi odczuciami co do zakończonego już, niestety, przez nas turnieju.

Niestety, ponieważ chyba wielu z nas łudziło się w trakcie meczu, że historyczny awans do półfinału jest na wyciągnie ręki. I faktycznie był. Polacy podeszli do tego spotkania perfekcyjnie przygotowani przez trenera. Nie sądziłem, że będą na tyle zmotywowani, by strzelić bramkę już w drugiej minucie meczu. W momencie gdy Lewandowski strzelał gola po dośrodkowaniu Kamila Grosickiego, publika na stadionie w Marsylii wygodnie się rozsiadała na swoich miejscach, a ja stałem w kolejce po piwo w strefie kibica. Kto by przypuszczał, że w pierwszej akcji meczu odblokuje się nasza największa gwiazda? W zasadzie podobnie zaczęliśmy mecz ze Szwajcarią, ale wtedy Milikowi zabrakło precyzji .

Co tu dużo mówić o samym meczu. Ten kto oglądał, ten wie, że emocje były od pierwszej do ostatniej minuty. Polacy skrupulatnie realizowali założenie taktyczne swojego trenera i nie popełniali zbyt wielu błędów. Można teraz dywagować, czy dobre było ustawienie przy straconej bramce, czy Grosicki nie powinien szybciej cofać się do defensywy (jak robił to Błaszczykowski na swoim skrzydle), albo co by było, gdyby nie było rykoszetu, a w bramce stałby inny bramkarz. To wszystko nie ma jednak sensu. Gol padł po składnej akcji „europejskich canarinhos” i strzelił go chyba najlepszy z zespołu rywala. Portugalia zasłużyła na tę bramkę.

Obecna kadra naszych przeciwników przypomina mi trochę tę sprzed 12 lat. Na Euro 2004 byli gospodarzami. W zespole było kilka gwiazd, które powoli schodziły z wielkiej sceny. Największą z nich był Luis Figo. To on był częścią „pierwszej generacji Galcticos” Realu Madryt (m.in. razem z Roberto Carlosem, Zidanem, Beckhamem czy Raulem).  W tamtym roku 32-letni Figo najlepszy czas w karierze miał już za sobą. Niech świadczy o tym fakt, że rok później przeszedł do dużo słabszego Interu Mediolan. Nadal jednak był to bardzo dobry piłkarz.
W meczu otwarcia Euro ’04 gospodarze mierzyli się z Grecją. Spotkanie zakończyło się szokującym wynikiem. Grecy wygrali 2:1, a honorową bramkę dla Portugalii strzelił w doliczonym czasie gry nastolatek, który wszedł wcześniej z ławki rezerwowych.  Piłkarz ten rozegrał swój pierwszy sezon za granicą po transferze ze Sportingu Lizbona (tego samego klubu, gdzie zaczynał Figo). Młodzieniec miał wtedy wielki talent, ale kto by się spodziewał, że ten wątły, pryszczaty dzieciak z aparatem na zęby zrobi taką karierę. Jeśli jeszcze ktoś nie wie o kim mowa, to służę pomocą:  chodzi o Cristiano Ronaldo. Wtedy jeszcze zawodnik kompletnie nieznany. Kojarzyli go tylko ludzie interesujący się piłką angielską, a jako, że trafił do mojego ukochanego Manchesteru United, to wiedziałem dobrze, że nowo namaszczony następca Beckhama może być wiodącą postacią zarówno w klubie, jak i w kadrze narodowej. Już wcześniej zdążyłem poznać ze spotkań angielskiej ekstraklasy jego niesamowity drybling (na poziomie samego Ronaldinho), ale na tym turnieju pokazał, że umie równie dobrze grać głową. Właśnie w ten sposób zaliczył swoje debiutanckie trafienie w kadrze.
Czemu o tym wszystkim piszę? Ponieważ nasuwa mi się myśl, że historia zatacza koło. Ronaldo jest już po 30-tce. Nie można odmówić mu bycia jednym z najlepszych zawodników na świecie, jednak ten turniej, jaki i ostatnie miesiące pokazują, że jego forma będzie z wiekiem tylko spadać. Co prawda zaliczył jeden dobry mecz przeciwko Węgrom, ale, przy całym szacunku dla Madziarów, nie był to przeciwnik z najwyższej półki. 
Wracając do meczu – najlepszy w ekipie naszych rywali był osiemnastoletni strzelec gola, który właśnie przechodzi do Bayernu Monachium. Także z Lizbony, jak jego wielcy poprzednicy, tyle że jego wychował lokalny rywal Sportingu - Benfica. Renato Sanches to taki Cristiano sprzed kilkunastu lat – przebojowy, głodny gry i sukcesów, charakteryzujący się mocnym uderzeniem z dystansu. Ronaldo natomiast, tak jak wtedy Figo, niedługo zakończy swoją erę „Galacticos”. Zastanawiam się, czy taka analogia do obu ekip może nasuwać pytanie czy obecną kadrę Portugalii stać na co najmniej finał? Wtedy przegrali (notabene) z Grekami. Również minimalną różnicą goli. W ten sposób drużyna z Hellady wygrała jedyny w swojej historii turniej.

Ostatnio CR7 żalił się po zremisowanym meczu grupowym z kopciuszkiem-Islandią, że przeciwnik grał nieatrakcyjnie, że to był wręcz „antyfutbol”. Co ciekawe – w podobnym stylu Grecy wygrali 12 lat temu mistrzostwo pokonując gospodarzy dwukrotnie. Żeby było jeszcze ciekawiej, warto zwrócić uwagę na fakt, że Portugalia na tych mistrzostwach ma same remisy: 3 razy w grupie z bilansem bramkowym 4-4, z nami  również zremisowali, a przeszli dzięki konkursowi rzutów karnych (co w statystykach i liczeniu punktów do rankingu FIFA będzie uznane jako remis), natomiast wygrali niby z Chorwacją w poprzedniej rundzie, ale strzelając gola na 1:0 w ostatnich minutach drugiej połowy dogrywki. Może więc to jest recepta na sukces? Mieszanka rutyny z młodością oraz granie na remis, bądź minimalny wynik. Nie przypuszczałem, że Portugalia zajdzie w tym turnieju do półfinału, ale bardzo możliwe, że uda im się osiągnąć lepszy rezultat. Co dla nas chyba byłoby bardzo dobrą wiadomością – w końcu odpaść w ćwierćfinale z nowym mistrzem czy wicemistrzem kontynentu, to żaden wstyd, prawda?
Co do naszej kadry. Przed Euro chyba, wszyscy zakładaliśmy, że awans z grupy to jest podstawa. Tak mocnej kadry nie mieliśmy przecież od dawna, a sama formuła turnieju też była „bardziej łaskawa”. Wystarczyło zająć co najmniej „solidne” trzecie miejsce. Przecież Portugalia wyszła z grupy właśnie jako trzeci zespół z 3 punktami plasując się za takimi potęgami jak Węgry i Islandia. Zabawa dla nas miała się dopiero zacząć w 1/8 finału, a ja czułem przed mistrzostwami, że optymalny do zrealizowania cel to najlepsza ósemka turnieju. Z  jednej strony cieszymy się z historycznego osiągnięcia jakim jest ćwierćfinał mistrzostw Europy, a zdrugiej czujemy lekki niedosyt, ponieważ wystarczyło być lepszym od króla Cristiano Ronaldo i jego ekipy. Pokonać najlepszego do niedawna zawodnika globu i doświadczonych zawodników z mocnych europejskich lig. Brzmi niedorzecznie wręcz…

Nasza kadra dopiero zdobywa cenne doświadczenie turniejowe. I choć to się pewnie niedługo zmieni, to nie nasze orły nie mają sukcesów klubowych na miarę Portugalczyków. Jedynie Krychowiak z obecnej kadry zdobył europejskie trofeum, jednakże najcenniejszego, czyli Ligi Mistrzów nie wygrał żaden z naszych zawodników. W tym aspekcie byliśmy gorsi – gdzieś może zabrakło tego doświadczenia, tego cwaniactwa. Wierzę jednak, że teraz to się zmieni. Lewandowski już był blisko wygrania LM – ostatnio jego Bayern odpadł w półfinale, a kilka lat temu wspólnie z Piszczkiem i Błaszczykowskim przegrali w finale z…Bayernem właśnie. Krychowiak właśnie przechodzi do PSG. Są głosy, że może wygrać Ligę Mistrzów nawet przed „Lewym”, ponieważ paryżanie mają mocną kadrę, bogatego właściciela oraz nowego trenera, który trzykrotnie wygrał Ligę Europy (w tym dwukrotnie z naszą „Krychą”).
W końcu nadszedł czas, gdzie nie będę musiał wysłuchiwać opowieści starszych kibiców jaka to wspaniała była nasz kadra, gdy zajmowaliśmy 3 miejsce na Mundialach w RFN ’74 czy Hiszpanii ’82.    I tak jak Deyna  czy później Boniek plasowali się w czołówce prestiżowego plebiscytu France Footbal, tak teraz Lewandowski dobija do tych najlepszych. I kto wie – może za rok czy dwa zdetronizuje rywalizujących między sobą Messiego i CR7. Pierwszy właśnie ogłosił zakończenie kariery reprezentacyjnej, a drugiemu zostało najwyżej kilka lat gry na wysokim poziomie. 
I kiedyś będę mógł opowiedzieć młodszym kibicom: „wiecie, kiedyś był taki mądry selekcjoner kadry i mieliśmy super napastników, solidnych obrońców, a hierarchię bramkarzy można było ustalać na podstawie gry w „papier, kamień i nożyce”, bo każdy z nich robił w bramce niesamowite rzeczy. Ikony polskiej piłki z lat 70-tych i 80-tych będą mogły w końcu „odpocząć” od ciągłego przypominania ich sukcesów i świetnej gry z dawnych lat. Nadszedł ten moment, że możemy zacząć żyć teraźniejszością, a nie podniecać się dawno minioną przeszłością.
 I tylko trochę Kuby szkoda w tym wszystkim. Tylko jego intencji nie wyczuł bramkarz Szwajcarii w poprzednim meczu. We wczorajszym, to on jedyny się pomylił w serii jedenastek. Karma wraca (to samo powiedziałem do mojej narzeczonej przed meczem: „oby nie było karnych, bo los nie będzie łaskawy dwa razy z rzędu”). Kuba jest silny psychicznie, więc na pewno nie załamie się przez to. Niestety jest w wieku „portugalskiej Krystyny”, więc to mogło być jego (jak i Łukasza Piszczka – również rocznik ‘85) ostatnie Euro w karierze. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko podziała motywująco i na Mistrzostwach Świata w Rosji zaprezentujemy się równie dobrze (dochodząc co najmniej do 1/4 finału). Bo to, że zbliżające się eliminacje przejdziemy jak burza, nie podlega wątpliwości. 
Przewińmy więc magicznym pilotem czasu te dwa lata i spotkajmy się na stadionach u naszych wschodnich sąsiadów mając kadrę, o której będzie mówiło się, że jest jednym z tzw. „czarnych koni” turnieju. W końcu mamy piękną tradycję husarii, więc określenie jak najbardziej na miejscu.  A hasło „nic się nie stało” nabrało właśnie nowego znaczenia. Ponieważ w końcu nie mamy powodu by się wstydzić za naszych piłkarzy, dlatego naprawdę… nic się stało!

Komentarze (10)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Czytaj także

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.