To nie najazd, to odsiecz ze Wschodu

Tylko w powiecie łosickim pracuje około tysiąca Ukraińców! Dla branż rolnej i transportowej są jak zbawienie.

Drobniutki chłopak siedzi na przystanku autobusowym w Mokobodach. Z dwiema wielkimi torbami i trzecią, mniejszą, przerzuconą na pasku przez ramię. Wraca właśnie na Ukrainę. Czeka go dość daleka podróż. Mieszka w wiosce koło Równego. Przez pół roku pracował w ubojni zwierząt w gminie Mokobody. Nie chce powiedzieć, ile zarabiał, ale nie jest zbyt zadowolony.

- Mniej, niż miałem obiecane, ale to i tak dużo więcej, niż u nas. Coś tam do domu zawiozę. Cieszę się, że już wracam. Sił zaczęło brakować. Przy uboju robota ciężka, a pracowało się po 12, a nawet i 14 godzin na dobę. Czy jeszcze do Polski przyjadę? Nie wiem... Ciężko się u was trzeba narobić. Ale na Ukrainie dla takich jak ja pracy wcale nie ma.

Z ludźmi ze Wschodu, którzy przyjeżdżają do Polski szukać chleba, spotykamy się praktycznie na co dzień. Jest ich około miliona (niektórzy twierdzą, że znacznie więcej). W odczuciu społecznym są odbierani jako ci, którzy naszym bezrobotnym zabierają pracę, a do tego psują rynek, bo zaniżają stawki. Jeśli jednak spojrzeć na to przez pryzmat gospodarki, podobno bez Ukraińców nie mogłaby sobie ona poradzić. Goście zza wschodniej granicy wypełniają lukę na rynku pracy. Podejmują się zajęć niskopłatnych, niechętnie podejmowanych przez bezrobotnych Polaków.

W PODŁOSICKICH PIECZARKARNIACH