Sytuacja na Białorusi - Jesteśmy bezsilni i zastraszeni

Mazowsze

Mariola Zaczyńska 2022-01-30 08:42:59 liczba odsłon: 4413
Marina Sałtykowa-Wołkowicz

Marina Sałtykowa-Wołkowicz

Białoruś: Ludzie znikają, a za lajka można stracić pracę. W więzieniach siedzą tysiące ludzi.

Ma 50 lat. W ciągu kilku godzin zmieniła swoje życie.

– Nie może pani tu zostać, to byłoby duże zagrożenie – powiedział polski konsul.

W ciągu czterech godzin otrzymała wizę. Opuściła Białoruś i przyjechała do Polski. Zostawiła za sobą ukochaną pracę na Państwowym Uniwersytecie im. Janki Kupały w Grodnie, swoich bliskich i przyjaciół. Wielu z nich już siedzi w więzieniach. Zatrzymała się u swoich znajomych w Siedlcach. To, co dzieje się na Białorusi (tak niedaleko od granic Polski), można określić jednym słowem: terror.

Marina Sałtykowa-Wołkowicz przez 20 lat wykładała w katedrze psychologii i pedagogiki dziecięcej (jest też filologiem rosyjskim). Nie chodziła na protesty, nie strajkowała... Raz tylko w mediach społecznościowych ze swojego profilu napisała komentarz: „Nasz prorektor od pracy ideologicznej wezwał na naszych studentów milicję”. Kilka osób stało w milczeniu przed uniwersytetem, wyglądało to jak pikieta. Milicja wtedy zabrała kogoś, a studentów wyrzucono z uczelni.

– Za jakiś czas przyszła do mnie rektor, powiedziała, że „niektórzy” wykładowcy pokazują swoją twarz na różnych czatach. Nie będzie jeszcze nikogo zwalniała z pracy, no chyba że ktoś będzie prowokował, namawiał do protestów...

Na Białorusi wszystkie portale oprócz reżimowych są już uznawane za ekstremistyczne. Zrozumiałam ostrzeżenie. Zapewniłam, że nikogo nie podburzam. Robiłam dalej swoje: wykładałam, byłam ostrożna.

Kilka tygodni później Marinę wezwano na rozmowę. Dziekan pokazał jej teczkę, w której miały być obciążające ją materiały. Okazało się że była śledzona, inwigilowana. Władzy nie spodobało się to, że chodziła na procesy więźniów politycznych, że pisała listy do znajomych, osadzonych w aresztach. Dziekan poinformował ją, że uniwersytet rozwiąże z nią umowę.

– Patrzyłam mu w oczy i tylko zapytałam: „Co trzeba podpisać?”. Umowę rozwiązaliśmy za porozumieniem stron, ale dostałam wilczy bilet. Z takim na Białorusi nie znajdę pracy nawet w sklepie.

TRZYMAJCIE SIĘ

Od czasu sfałszowanych wyborów i związanych z tym protestach w białoruskich więzieniach siedzą tysiące ludzi. Jedni już dostali wysokie wyroki, inni nadal czekają na proces. Znajomi ślą im listy o neutralnej treści: trzymaj się, ja piję kawę, pogoda się popsuła, zrobiłam na drutach sweter...

– Cenzura innych nie przepuści. A chodzi tylko o dodanie otuchy, pokazanie, że myślimy o nich, współczujemy, czekamy na ich powrót. Warunki tam są straszne, w czteroosobowej celi przebywa po dziewięć osób, nie ma materacy, śpi się na zimnej podłodze. Kobietom często nie dostarcza się podpasek, miesiączkują upokorzone bez środków higienicznych. Nie wolno siadać, trzeba stać. To tortury. Zaczynają się problemy zdrowotne, siada psychika... Przetrzymują ludzi miesiącami bez procesu. Rok temu nocą zabrali z domu lekarza, za jakiś komentarz... Zima, on tylko w piżamie. Ludzie dzwonili: masz jakieś buty, starą kurteczkę? Tam zimno, trzeba mu coś dać... On prawie rok siedział, a nie wiedział, za co.

KARA ZA LAJKA, ZA WŁOSY, ZA KRASNALA

Na Białorusi już nikt nie protestuje. A opozycja?

– Opozycja to cały naród. Ale wszyscy są bezsilni. I zastraszeni... Bo ludzie znikają. Albo idą do więzienia, dostają wysokie kary. Ja straciłam pracę za komentarz i pisanie listów. Teraz pracę można stracić za lajka w mediach społecznościowych...

Dochodzi do strasznych absurdów. Mieszkankę Grodna zamknęli na trzy dni do więzienia za lampasy na spodniach. Tasiemka była trójkolorowa: biało-czerwono-biała. Na nic zdały się tłumaczenia, że to stare spodnie, w których kobieta chodziła jeszcze w ciąży... Niestety, w takich barwach (biel-czerwień-biel) jest flaga opozycji. Po sfałszowanych wyborach ludzie wychodzili z takimi flagami na ulice. Ostatecznie kobiecie wymierzono karę w wys. 580 rubli (trochę ponad przeciętną pensję).

Więcej szczęścia miał starszy pan, który postawił w oknie figurkę Mikołaja. Ktoś zrobił zdjęcie.

– On i żona przeżyli straszne rzeczy, mieli proces w sądzie. U nich skończyło się tylko na nerwach, ale wczoraj przeczytałam o kobiecie, która dostała karę ciężkich prac na rok, bo powiesiła na płocie reklamówki, foliowe torebki, ale w kolorze białym, czerwonym i białym... To była zwykła starsza pani, którą zabrano do więzienia. Napisała o tym w mediach społecznościowych jej załamana córka.

Marina wylicza kolejne przykłady: mężczyzna napisał na asfalcie: „Niech żyje Białoruś!”. To zakazana fraza. Dostał karę 2 miesięcy więzienia. Kolejny, za taki sam napis na przystanku, dostał 3 miesiące. Młodą dziewczynę ukarano wysoką karą (równoważność 920 euro!) za fryzurę: różowe i czerwone pasemka na białych włosach. Ludzie tracą pracę za „niewłaściwego” lajka. Za to może być już rewizja, śledzenie i więzienie. Masowe zwolnienia dotknęły uczelnie, szkoły, kliniki, szpitale, muzea, instytucje kultury.

Ci, co zostają, boją się cokolwiek powiedzieć.

– Towarzyszy nam paniczny strach. Po wyborczych protestach ludzie znikali, do tej pory nie wiadomo, co się stało. Tyle było krwi! Tyle łez! A pętla cały czas się zaciska. Co z naszym buntem? Jakim buntem? To, co ja robiłam, to już był bunt, pisanie listów... A za paczki wysyłane do więzienia ludzie dostali po 7 lat więzienia.

TRUDNE WYBORY

Opuszczenie Białorusi było dla Mariny bardzo trudną decyzją. Ale jest wdzięczna polskiemu konsulowi za szybką pomoc. Przyjazd do Polski zapewne uratował ją przed więzieniem, ale świadomość, że w wieku 50 lat musi zaczynać życie od nowa, przeraża ją.

– Szukam pracy. Mogę pracować jako pedagog, psycholog, prowadzić arteterapię, resocjalizację... Kocham mój kraj, płaczę nad nim, nad ludźmi. Nasz naród jest pokorny, spokojny. To nie ekonomia nas wzburzyła, bo jeśli nie stać nas na szynkę, to mówimy: dobrze, dziś nie zjemy szynki. Nie stać na tę sukienkę? W sumie nie muszę jej mieć... Nie dlatego ludzie wyszli na ulicę. Łukaszenka tak bardzo nas zlekceważył, fałszując wybory. Obraził naród. Kilkaset kilometrów od Polski toczy się wojna przeciwko swojemu narodowi. I co miesiąc jest gorzej.

Marina opuściła Białoruś, jadąc przez Bobrowniki. Jej znajoma wracała z Polski do Grodna przez Kuźnicę. Tam koczowali migranci.

– Opowiadała, jak białoruscy żołnierze bardzo bili migrantów. To był dzień, gdy w mediach pokazano, jak migranci tłumnie szli na granicę z Polską. Była wstrząśnięta tym, co zobaczyła. Strasznie ich tam bili, zagnali w jedno miejsce i bili... Szkoda tych ludzi, zostali okłamani, zostawili domy. A ja wiem, co to znaczy zostawić dom, kraj i bliskich. I ratować się, jadąc w nieznane...

MARIOLA ZACZYŃSKA

Jeśli ktoś może pomóc Marinie, oferując jej pracę, prosimy o kontakt (m.zaczynska@24ts.pl).

 

Komentarze (20)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Czytaj także

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.