Prezentujemy najnowszy felieton Dariusza Kuziaka.
.
Prezentujemy najnowszy felieton Dariusza Kuziaka.
Jarosław Marek Rymkiewicz
(1935-2022)
No i nie wiem... Najpierw kupiłem „Żmut”? Czy wcześniej zrujnowałem się na „Rozmowy polskie latem 1983”. „Żmut” nie musiał być drogi: podziemny samizdat, marny papier, drobna czcionka. „Rozmowy” to paryskie wydanie, cena: 60 franków. I w latach 80., i dzisiaj – niemało. Mocno więc zapewne szarpnęło stypendialnym budżetem chudego studenta. Nie żebym narzekał. Od lat książka ma swoje miejsce w moim wakacyjnym majdanie. Coś ze dwadzieścia razy odbyła podróż z Siedlec do krainy wiecznych Jadźwingów. Minę mostek nad Biebrzą pod Sztabinem i jestem. Zza czarnych sosen puszczy obserwują mnie czujne oczy jaćwieskich wojowników w skórzanych onucach i futrzanych kapturach.
Konteksty doraźne, polityczne rozmów pana Mareczka z roku 1983 mocno skisły i zwietrzały. Ale jaćwieski portal w przeszłość – via Rymkiewicz, Połujański, księżniczka Egle – wciąż działa bez zarzutu. Prowadzi w malinowe chruśniaki, pod skarpę nad kanałem (tam śpią raki), drogą do trzech jałowców, gdzie – o czym nie wszyscy wiedzą – znajduje się oś ziemska. Wieczorem, tak, można usłyszeć, jak skrzypi.
Takie rzeczy wiem dzięki Rymkiewiczowi. Z jego też powodu, ile razy jestem na Krakowskim Przedmieściu obok Domu bez Kantów, patrzę pod nogi, by nie potrącić głowy księcia Gagarina, która gdzieś tu, vis-à-vis kościoła Panien Wizytek, spadła 17 kwietnia 1794 r. Wielka jest siła sugestii.
A przechodząc obok „Żółkiewskiego”, zgaduję okno, z którego – to już mój, siedlecki domysł, nie Rymkiewicza – przez rozbitą z hukiem szybę wyleciała ruska kniga. Wyleciała i pękła. Stronice z bukwami rozsypały się po śniegu. Z rozbitego okna do szkolnej sali wdarł się mroźny podmuch. Zaczynał się rok 1905.
Piękna chwila. Niekoniecznie prawdziwa, ale Rymkiewiczowi, jak sądzę, by się spodobała. Lubił takie na wpół rzeczywiste, na wpół domyślone opowieści. Wielka jest siła wyobraźni.
Można przeczytać pół kopy biografii polskich romantyków. Ale by poczuć wiatr znad Świtezi, nie, nie ten dzisiejszy, ten, co dwieście lat temu owiewał głowy Mickiewicza, Zana, Wereszczaków – trzeba sięgnąć po „Żmut”, „Baket”, „Do Snowia i dalej”. Fakt, zbójeckie książki. Zabiorą do Tuhanowicz, Zaosia, Nowogródka. Poprowadzą polskimi śladami, w miejsca, o których coś się tam wie, ale „zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice”, bo obce są „ich wnętrzne serca tajemnice”.
Rymkiewicz do polskich tajemnic docierał i z pasją o nich opowiadał – w „Wieszaniu”, „Reytanie” , „Zborowskim”. Zawsze – jak w podtytule „Wielkiego księcia” – „z dodatkiem o istocie i przymiotach ducha polskiego”. Dużo by można pisać, ale nie tutaj. Reszta niech będzie milczeniem. Minutą ciszy po Jarosławie Marku Rymkiewiczu.
DARIUSZ KUZIAK
najstarsze
najnowsze
popularne