Pierwsze święta na wygnaniu

Łosice

Milena Celińska 2022-12-24 09:48:26 liczba odsłon: 1768
Okupacyjna Wigilia w Huszlewie w 1942 roku.

Okupacyjna Wigilia w Huszlewie w 1942 roku.

Po wybuchu II wojny światowej Pomorze, Wielkopolska i Śląsk zostały włączone do Niemiec. Okupanci wysiedlali polskich mieszkańców tych terenów na wschód. Do Łosic i okolic przesiedleńcy trafili już późną jesienią 1939 r. I tutaj, z dala od domów, spędzali pierwsze wojenne Boże Narodzenie.

Pierwsze transporty wysiedlonych docierały do Mordów, Niemojek i Platerowa. Niezależnie, skąd pochodzili przybysze, miejscowi określali ich „Pomorzaki”.

Losom Pomorzaków na ziemi łosickiej poświęcił książkę Marian Czmoch.

- Większość z nich pochodziła z bogatych domów - opowiada nam. - A tutaj domownicy jedli drewnianymi łyżkami z jednej miski. Za posłanie służył snopek słomy rozłożony na glinianej podłodze.

Pomorzacy nie zdążyli się nawet zaaklimatyzować, gdy musieli z obcymi ludźmi spędzić Boże Narodzenie. Świąteczna radość przeplatała się z tęsknotą za rodzinnymi stronami.

„SAMOGONKA” I ŚLEDŹ W OCCIE

U Stanisława Sobieskiego z Niemojek mieszkał Józef Wilma z Kościerzyny, który tak wspomina grudzień 1939 roku: „Wigilię i Święta Bożego Narodzenia spędzaliśmy razem. (...). Wigilia była bardzo skromna. Na stole śledzie, ryby z własnych sadzawek, kluski z makiem, pierogi z kapustą i grzybami. Wieczorem wspólnie śpiewaliśmy kolędy. W Boże Narodzenie było mięso. Świnię zabijano po kryjomu. Każdy prosiak był zakolczykowany i miał być oddany Niemcom. Ojciec z Pomorzakiem zdejmowali kolczyk i zakładali dla innego prosiaka (...)”.

Władysław Chwedoruk z Próchenek (gm. Olszanka) pamięta, że Pomorzacy, którzy u niego mieszkali, wyróżniali się z tłumu podczas pasterki. „Miejscowi chodzili w kożuchach, a przybysze w jesionkach, kobiety w futrach, paltach z kołnierzami z lisa lub innego zwierzęcia”.

Marian Czmoch dotarł też do pamiętników Heleny Rolbieckiej z Kościerzyny, która z ojcem mieszkała u Bronisława Chaleckiego w Kopcach (gm. Huszlew). „Sobota, 23 grudnia 1939. Od samego rana ze łzami w oczach przygotowuję się do pieczenia skromnego ciasta drożdżowego. Nasza gospodyni piecze tutejsze cuda. Upiekłam mały torcik i parę ciastek, wszystko się udało, choć skromne, ale zdaje się, że to bogactwo (...). Niedziela, 24 grudnia 1939. Wigilia, jaka inna, wojenna i smutna. Idę na mszę św. Nie ma takiej wesołości i ozdób jak u nas, wszystko ubogie. Cały dzień jestem smutna i myślami przy rodzinie i przy rodzinnym stole. Nie ma naszej pięknej choinki. (...) Po podzieleniu się opłatkiem z gospodarzami zasiedliśmy do wigilijnej kolacji. Najpierw wypiliśmy za zdrowie po szklance samogonki, potem śledź w occie, karpie w zupie, poczem smażone, na koniec herbatę z sokiem i kilka kolęd (...). Pasterki nie ma, o godz. 23 spać”.

BRZADOWA ZUPA

Z kolei Marianna Mielewczyk ze Starogardu Gdańskiego (była pierwszym dzieckiem Pomorzaków urodzonym na Podlasiu) przekazuje wspomnienia swojej rodziny, która mieszkała u państwa Romaniuków w Próchenkach. „Święta Bożego Narodzenia moja rodzina spędzała razem z gospodarzami. Na Wigilię gospodarze ubierali się odświętnie. Ubrania były wykonane z wełny i lnu (samodziałki). Gospodyni zakładała samodzielnie zrobioną białą lnianą bluzkę, wełnianą spódnicę i długi lniany fartuch zakończony koronkami (...). Było wspólne dzielenie się opłatkiem, wspólna wieczerza wigilijna. Na stole były śledzie, ryby, potrawy z kapusty i grzybów. Moja mama ugotowała zupę z owoców suszonych i klusek, na Kaszubach mówiliśmy na to brzadowa zupa. Po wieczerzy było wspólne śpiewanie kolęd. Nie wszystkie kolędy śpiewane przez naszych rodziców były znane na Podlasiu. NaBoże Narodzenie było mięso, wędlina i ciasto. Potrawy wszyscy jedli z jednej miski drewnianymi łyżkami”.

W książce Mariana Czmocha jest też wspomnienie rodziny Dominiczaków z Kościerzyny, która mieszkała we wsi Dąbrowa (gm. Przesmyki). „Przed Bożym Narodzeniem (...) Staszek sklecił szopkę, dzieci chodzą od chałupy do chałupy śpiewając kolędy, gospodynie dają im a to kawałekchleba, a to kartofle, nawet ciasto się trafiało z marmoladą zrobioną z buraków i dyni. Mama stara się nie myśleć o Kościerzynie, ale raz po raz przypomina się jej duży okrągły stół przykryty białym obrusem, przy którym siedzi cała rodzina i z apetytem zajada obiad podany przez służącą”.

Józefa Czarnocka, której rodzina zatrzymała się w Niemojkach, wspomina: „W czasie okupacji święta były podobne jak za czasów wolnej Polski. Na Wigilię szykowano potrawy postne (...). Były problemy z karpiem. Przed świętami dzieciaki spotykały się i uczyły ról do kolędowania. W Wigilię dzieci chodziły z Pastuszkami i z Gwiazdą (…). Na wieczerzy wigilijnej byli wszyscy razem (...). O północy młodzież szła na pasterkę do kościoła do Niemojek. Starsi szli na pasterkę o szóstej rano do kościoła do Przesmyk. Na Boże Narodzenie byłomięso i wędlina. Gospodarze w stodole po kryjomu zabijali prosiaka (...)”.

Stanisława Garbaczewska z Popław (gm. Stara Kornica) dziś mieszka w Siedlcach. W jej rodzinnym domu przebywały Tekla Puszkarczuk z córką Michaliną z Nowych Polaszek. „Żyliśmy jak rodzina (...). Około dwóch tygodni przed świętami robiliśmy ozdoby choinkowe ze słomy, papieru, materiału. W domu pojawiałasię choinka sosnowa. Ojciec przynosił z lasu drzewko (...). Wspólnie składaliśmy sobie życzenia i dzieliliśmy się opłatkiem, a później śpiewaliśmy kolędy. Z sąsiednich wiosek przychodzili kolędnicy, mama zawsze poczęstowała ich ciastem, cukierkami. W nocy szliśmy 3 km na pasterkę do kościoła
w Łuzkach (...).

SIEDZIELIŚMY NA SŁOMIE

Z kolei Irenie Marii Wiśniewskiej (córce Antoniego Zwary z Kościerzyny) i całej jej rodzinie przydzielono lokum na posterunku policji w Łysowie (gm. Przesmyki). „Nadeszła Wigilia Bożego Narodzenia 1939 roku - wspomina. - Siedzieliśmy wszyscy w pokoju na słomie. Ojciec wstał, zaczął przemowę (...) Ale musiał skończyć, bowiem mama i ciocie rozpłakały się, a i nam dzieciom, udzieliła się ta bolesna atmosfera (...) Potem przystąpiliśmy do spożywania wieczerzy, a składał się na nią chlebek posypany cukrem i kawa z mlekiem. (...) Jednakże mama z ciocią Basią wtedy właśnie zebrały siły i upiekły z mąki żytniej, wody i cukru, częściowo upalonego, pierniczki w kształcie orzechów włoskich (...). Czas biegł, ani się spostrzegliśmy, a już nadeszły Święta Bożego Narodzenia - drugie na wygnaniu. Były nieporównywalnie lepsze niż pierwsze. Przede wszystkim mieliśmy mleko, śmietanę, a czasem nawet krąg sera. Ponadto zarządcy majątków, zwłaszcza z Zaborowa i Nikodemowa podesłali: choinkę, mięso, karpia, woreczek jabłek i pszennej mąki. Mama z ciocią Basią przygotowały świąteczne jedzenie: upiekły ciasto i ciasteczka piernikowe, udusiły mięso i przyrządziły karpia, a z jego łba, ogona i płetw zrobiły zupę.”

MILENA CELIŃSKA

Tekst powstał przy współpracy z Marianem Czmochem, autorem książki „Pomorzaki” na ziemi łosickiej w latach 1939-1945.

Komentarze (8)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.