Mazowsze – srebrne wesele. Rozmowa z Elżbietą Lanc

Mazowsze

Krzysztof Strzelecki 2023-06-07 08:15:41 liczba odsłon: 891
Elżbieta Lanc fot. arch. Urząd Województwa Mazowieckiego

Elżbieta Lanc fot. arch. Urząd Województwa Mazowieckiego

Rozmowa z Elżbietą Lanc z Zarządu Województwa Mazowieckiego, związaną z samorządami od 25 lat.

Jakie kwiaty lubi Pani najbardziej?

– Czerwone róże. Są wyraziste, mają niezwykły czar, urok i... kolce. Róże stanowią symbol dobrych, życiodajnych wartości, ale przypominają też, że w życiu nie wszystko bywa piękne i dobre.

Czerwonymi różami obdarowałaby Pani twórców reform samorządowych – tych z 1990 i 1998 roku?

– Tak! Bo to były dobre reformy, najbardziej udane. Dzięki nim Polska znalazła się w tym miejscu rozwoju, w którym jest teraz. Ale były i kolce: reformując samorządy, nie zadbano, by zapewnić im wystarczające finansowanie.

Mija 25 lat od reformy powiatowej, Samorząd Województwa Mazowieckiego obchodzi srebrne wesele. Dobra pora na świętowanie, lecz i na oceny. Jest Pani z zawodu nauczycielką. Gdyby musiała Pani wpisać do dziennika ocenę (obiektywną!) dorobku swojego obecnego miejsca pracy, byłaby to...

– Pewnie niektórzy i tak powiedzą, że nie jestem obiektywna...

Nauczyciel musi być.

– Więc postawiłabym za tych 25 lat ocenę bardzo dobrą. Bo tworzyliśmy i tworzymy dużo programów wsparcia dla samorządów, teraz aż 20! Bo wspieramy społeczności lokalne w bardzo wielu dziedzinach: budowa dróg, ochrona środowiska, ochrona zdrowia, edukacja... Nie zapominamy o kołach gospodyń wiejskich, ochotniczych strażach pożarnych czy działkowcach.

Jako członek Zarządu Województwa odwiedza Pani wiele zakątków Mazowsza. Gdyby miała Pani wybrać ten najbliższy sercu...

– Całe Mazowsze jest piękne! Im dłużej żyję, tym bardziej odczuwam, że najpiękniejsze są rodzinne okolice. Cieszę się, że samorząd wojewódzki stara się to uświadomić młodzieży. Prowadzimy fantastyczne programy, np. „Kultura za złotówkę” (uczniowie poznają podległe marszałkowi instytucje kultury), promujemy walory turystyczne Mazowsza. A zakątek najbliższy memu sercu to powiat węgrowski. Dolina Liwca, Węgrów, Sadowne...

Jest Pani absolwentką sadowieńskiego LO, kierowała Pani Liceum Ogólnokształcącym i Ekonomicznym w Łochowie.

– Praca w szkole dała mi ważne doświadczenia. Zobaczyłam, jak istotna jest edukacja, ale i nauczyłam się patrzeć w szerszej perspektywie. To za moich czasów zdecydowaliśmy, że w Łochowie będzie liceum ekonomiczne. Zrozumiałam, że wykształcenie
ogólne jest ważne, ale potrzebne jest też dobre wykształcenie średnie zawodowe. Już wtedy rynek czekał na fachowców.

 Nadal czeka.

– To prawda. A doświadczenia z łochowskiego LO przydały mi się, gdy przygotowaliśmy na Mazowszu program szkolnictwa z pieniędzy unijnych za ponad 100 mln zł. Projekt wspierał szkoły zawodowe. Był szansą na pozyskanie specjalistycznych
pracowni, uczniowie i nauczyciele korzystali ze szkoleń, zdobywali certyfikaty, a młodzieży zapewnialiśmy praktyki (we współpracy z przedsiębiorcami). Podobny program przygotujemy w kolejnej perspektywie unijnej.

W 1999 r. jako reprezentantka PSL została Pani pierwszym starostą węgrowskim po reformie wprowadzającej powiaty i duże województwa. Pierwsze Pani skojarzenie, związane z raczkującym, ale prawdziwie samorządowym powiatem, to...

– Wielka, wielka fascynacja tym szczeblem samorządu. Wtedy wszyscy, niezależnie od tego, jakie partie reprezentowaliśmy, chcieliśmy razem zrobić coś dobrego. Budować drogi, promować powiat, zadbać o edukację, o służbę zdrowia. Pamiętam, że byłam wtedy jedynym starostą kobietą na Mazowszu. Chyba też i to zdecydowało, że koledzy samorządowcy wybrali mnie na szefową konwentu powiatów mazowieckich. Również tam, niezależnie od poglądów politycznych, staraliśmy się wspólnie rozwiązywać problemy.

Wróćmy jeszcze do raczkującego powiatu.

– Problemy były nieuchronne. Myślę o stanie dróg, obiektów użyteczności publicznej (np. placówki oświatowe), które należało remontować albo wręcz zbudować od nowa. Szpital powiatowy w Węgrowie już wtedy wymagał modernizacji, a do tej pory są podejmowane takie działania.

A po 25 latach...

– Dużo się zmieniło, między innymi dzięki współpracy z samorządem Mazowsza. Zdecydowanie polepszył się stan dróg. Gdy rodził się powiat, Węgrów był miejscowością z historią, tradycjami, ale jako miasto nie miał reprezentacyjnego centrum. A dzięki
środkom z UE jest piękny rynek. Tu odbywają się wydarzenia ważne dla miasta i powiatu. Kolejny przykład: Dolina Liwca, między innymi dzięki pieniądzom z Unii, jest dobrze przygotowana na przyjęcie turystów. Rozwinęła się baza sportowa. Wspomnę też o budynkach komunalnych, w których zmieniono źródła ogrzewania.

„Wszystkie szczeble samorządu terytorialnego mają być oddzielone od władzy rządowej” – to jedno z haseł reformy samorządowej. Udało się?

– Niestety, nie udało się. Choćby dlatego, że brakuje stabilnego finansowania zadań. Bo można zdobyć od rządu pieniądze na aktualnie preferowane przez władzę programy. Ale co zrobić, jeśli potrzeby mieszkańców akurat nie pasują do rządowych priorytetów? Warunkiem sprawnego zarządzania są własne pieniądze.

A samorządy mają ich „dużo za mało”.

– Żeby samorząd mógł realizować swoje zadania, to znaczy odpowiadać na potrzeby mieszkańców, musi mieć bardzo przewidywalny poziom finansowania. Bez tego trudno mówić o sensownym planowaniu. Władze samorządowe na początku kadencji powinny móc rozpisać zadania na 5 lat. Wtedy można rozsądnie myśleć o kolejności inwestycji, ich potencjalnym
kredytowaniu, zaplanowaniu wkładu własnego do dotacji. Teraz wójtowie czy starostowie to osoby, które muszą prosić o pieniądze. O dofinansowania rządowe i z samorządu wojewódzkiego.

Wojewoda pomaga „swoim”, a samorząd wojewódzki „swoim”?

– Mogę mówić tylko o samorządzie województwa. Dzielimy pieniądze obiektywnie! Nie ma miejsca na sympatie i antypatie. Na początku roku są nabory, określamy jasne zasady. Warto byłoby przeanalizować, kto otrzymuje od nas dofinansowanie. Bo zapewniam: każda gmina czy powiat, spełniając kryteria, pieniądze dostaną.

Chociaż bywają samorządowcy, którzy utrzymują, że jest inaczej.

– Czasami to wygodne. Niektórym łatwiej powiedzieć, że potraktowaliśmy ich gorzej, a oni po prostu... nie złożyli wniosków. Może mają w tym jakiś cel, na przykład polityczny. Albo usprawiedliwiają swoją bierność.

Za kilka dni zaczyna Pani urlop. Będzie Pani wypoczywała na Mazowszu?

– Od wielu lat urlopy spędzam najczęściej w moim ukochanym Sadownem. Są ze mną wtedy dwie moje wnuczki, Julka i Gabrysia. One też kochają Sadowne. Nie tylko dlatego, że jest tam cicho, wszędzie widzi się zieleń, kwiaty, fruwają kolorowe motyle. Przede wszystkim wnuczki mają tu koleżanki, z którymi budują piękne relacje. Śmieję się, że prowadzę w Sadownem domowe przedszkole. „Ciociu, jaki ty masz duży plac zabaw” – mówią do mnie dziewczynki. Co prawda na podwórku jest piaskownica, trampolina, domek i tyrolka, ale to normalne podwórze. A z ich perspektywy na razie jest takie ogromne...

Rozmawiał KRZYSZTOF STRZELECKI


Kiedyś, przygotowując się do wywiadów, szykowałem pytania rezerwowe. Jeśli ich nie wykorzystałem, zadawałem jedno – „nadprogramowo”. Teraz wybrałem takie:

– Kto lepiej wie, co jest potrzebne lokalnym społecznościom – parlamentarzysta, czy samorząd powiatu albo gminy?

– To oczywiste: samorządowcy. To do nich przychodzą ludzie i mówią, co jest dla nich najważniejsze: Może najpierw przedszkole, albo wodociąg, a remont drogi możemy o rok odłożyć. My, samorządowcy, również wojewódzcy, naprawdę jesteśmy blisko ludzi. Wymieniamy z nimi poglądy właściwie codziennie. I nie prowadzimy narracji dla narracji. Przyjeżdżamy z konkretnymi pieniędzmi. Dajemy tyle, ile deklarujemy. Co do grosza. Nie okłamujemy też naszych samorządowych kolegów. Jeśli widzimy, że nie uda się pomóc, mówimy: nie, w tym roku nie da rady, może w przyszłym przygotujemy program, z którego moglibyście skorzystać.

Czytaj także

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.