Jakże cudowna jest maszyneria świata! W szkołach na lekcjach geografii i astronomii o tym uczą, o przesileniach i o równonocach. A i tak nie mogę się nadziwić nieziemskiej precyzji i harmonii.
Przeczytaj najnowszy Artykuł drugiej potrzeby Dariusza Kuziaka!
Jakże cudowna jest maszyneria świata! W szkołach na lekcjach geografii i astronomii o tym uczą, o przesileniach i o równonocach. A i tak nie mogę się nadziwić nieziemskiej precyzji i harmonii.
Gdy zaczyna się zima, to wiemy - przed nami są te najtrudniejsze, zimne miesiące. Ale wiemy też, że każdego kolejnego dnia przybędzie nam światła, a ubędzie nocy. I to jest dobre.
Teraz zaczyna się lato, czas najlepszy: wakacji, urlopów, święta namiotów... Boski Zegarmistrz już, już przechyla ziemską kulę na drugi bok i... zaczyna dnia i światła nam podbierać. Nieśpiesznie zrazu, po łyżeczce, ale niewzruszenie. Cieszcie się i radujcie, ale pamiętajcie - teraz idziemy ku jesieni. Lepiej, bardziej świetliście już było.
Na wiecznie obracającym się kole roku jedne dni opadają, inne się wznoszą. Święty Jan zawsze jest w połowie drogi do Bożego Narodzenia, a Zaduszki następują pół obrotu po Nocy Walpurgii. I tak to się kręci.
Mamy właśnie letnie przesilenie. A skoro jest święto, jest okazja - robimy imprezę. W XIV- i XV-wiecznych kazaniach (we wcześniejszych zapewne też; mówimy o tych, które się zachowały) co rusz potępiano pogańskie „bezbożne tańce”, „wykrzykiwane imiona bożków”. Ci pogańscy „bożkowie” to Łada, Jassa, Nija...
„... schodzą się starki, kobiety i dziewczęta nie do kościoła, nie na modły, ale na tańce, nie Boga wzywać, ale diabła Yasa, Lado, Ylely, Yaya...”. Z braku innych źródeł, właśnie dzięki takim, mocno zaangażowanym, kazaniom znamy imiona polskich pogańskich idoli. Tak było jeszcze na początku XV wieku.
W wieku XVI Jan Kochanowski mógł napisać pochwalną „Pieśń świętojańską o Sobótce”. Autorowi hymnu „Czego chcesz od nas Panie?” (a miał Kochanowski nawet niższe święcenia kapłańskie) wywodzący się z pogańskich zwyczajów sobótkowy obrzęd nie wadził już ani go nie obrażał. Skoro „Pieśń o Sobótce” była „świętojańska”, czyli przywołująca świętego Jana, nie mogła być już całkiem pogańska. Ba! czarnoleskiego mistrz zdawał się pochwalać przekazywana z pokolenia na pokolenie tradycję. „Tak to matki nam podały, / Samy także z drugich miały, / Że na dzień świętego Jana / Zawżdy Sobótka palana” - śpiewały sobótkowe panny.
W Czarnolesie u Jana Kochanowskiego, za Wisłą, była sobótka. U nas nad Bugiem – raczej kupalnocka. Skąd nazwa? Może stąd, że „kupą” się do świętowania zbierano. Albo od ruskiego „kupalo”, czyli kąpieli. Święty Jan wodę ochrzcił, przepędził z niej wiły i rusałki. Od Świętego Jana do jesieni można się kąpać.
Ognisko, kąpiel, patyk z kiełbasą, grzebanie kijem w ognisku... Tak, tak, to wszystko są małe rzeczy. Ale to właśnie one ocalają świat. Kto nie wierzy – polecam esej J. G. Frazera „Święta ognia w Europie”.
najstarsze
najnowsze
popularne