Pamiętacie artykuł „Strefa biedy” i falę hejtu jaka wylała się na rodzinę, która prosiła o pomoc? Wróciliśmy do tego tematu.
fot. pyt
Pamiętacie artykuł „Strefa biedy” i falę hejtu jaka wylała się na rodzinę, która prosiła o pomoc? Wróciliśmy do tego tematu.
Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze piękne i szczęśliwe. Smutek bywa tym większy, gdy na ludzi potrzebujących pomocy wylewa się jad i pogarda innych.
Pani Danuta nie może powstrzymać łez. Nie rozumie, skąd w ludziach bierze się tyle złości. Mówi, że na nią nie zasłużyła. Prosiła tylko o pomoc, a tu wylało się na nią tyle przykrych słów, tyle oskarżeń i zarzutów.
W artykule „Strefa biedy” (z 13 grudnia) pisaliśmy o sześcioosobowej rodzinie, która znalazła się w fatalnej sytuacji życiowej. Małżonkowie z czwórką dzieci (wszystkie uczą się bądź są absolwentami Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego) utrzymują się tylko z renty socjalnej. Nie są zaradni, nie są wykształceni, żyją w skrajnie ciężkich warunkach. Nie mają sprawnej lodówki ani nawet kuchenki gazowej, by zagrzać wodę do mycia. Do ogrzewania rozpadającego się, ponadstuletniego drewniaka, służy im „koza”. W jednym pokoju stoją trzy wersalki, na których śpi cała rodzina. Stare meble się rozpadają, a do kłopotów finansowych dochodzą jeszcze zdrowotne.
CZY KTOŚ POMOŻE?
Pani Danuta, za naszym pośrednictwem, poprosiła o jakieś wsparcie. Najprostsze. O to, co jest niezbędne do życia: lodówkę, kuchenkę gazową, jakąś pralkę czy choćby trochę opalu na zimę. – Jest dużo dobrych ludzi, którzy potrafią zrozumieć człowieka – mówi zapłakana kobieta. – Po ukazaniu się artykułu miałam ze dwadzieścia telefonów z ofertą pomocy. Ktoś zaoferował kuchenkę, inny obiecał, że przywiezie drewna na opał. Ale miałam też telefony, które sprawiły mi tyle przykrości. Niektórzy wymyślali nam od nierobów i leni. Tylko czy pomyśleli, jak znaleźć pracę w niewielkiej wsi osobom niepełnosprawnym?
Podaje przykład starszego syna, który aż rwie się do jakiejś pracy. Gdzie tylko może, ima się dorywczych zajęć. – Ale o stałej posadzie, niechby najniżej płatnej, nie ma nawet mowy. Po każdym przykrym telefonie aż mnie serce ściskało. Ciężko mi, że dzieciom lepszego losu nie mogę zapewnić, a tu jeszcze musiałam słuchać, jaki ze mnie leń. Pytano, jak mam śmiałość prosić o pomoc...
I TYLE JADU...
W internetowych komentarzach także nie zabrakło sączącego się jadu. „A gdzie byliście, jak wszyscy ludzie ciężką pracą dorabiali się majątków? Każdy jest kowalem swojego losu”, „Obrona nierobów i wichrzycieli”, „Już niebawem dostaną 500 złotych na dziecko, to na kawę i papierosy będą mieli”, „Siedzą tylko na ławce i mają dużo, około 50 gołębi, które nie dają im nic”.
Kilka osób ujęło się za rodziną: „50 gołębi to jest ich szczęście w tej biedzie”, „Im trzeba pomóc, ta rodzina jest pokrzywdzona przez los”, „Ludzie, chodzicie do kościoła i tak mówicie o ludziach biednych. Pomóżcie im, bo najwyraźniej sami z tego nie wyjdą. Po prostu nie mają głowy do życia”, „Każdy usiądzie przy stole, podzieli się opłatkiem i złoży życzenia, a i o prezentach pod choinkę pamięta... Tylko większość ludzi po wyjściu z pasterki ma gdzieś potrzebujących, bo przecież (sądząc po komentarzach) sami są sobie winni. Taka to nasza wiara: piękna w teorii, ale w praktyce u wielu ludzi kuleje. Jak widać panuje znieczulica. Życie pisze różne scenariusze i nie zawsze są one piękne i szczęśliwe. Dla wielu wyjście z sytuacji wydaje się bardzo proste dopóki sami się w biedzie nie znajdą. Wtedy wszystko się komplikuje”.
WOLIMY, ŻEBY ZNIKNĘLI?
Skąd biorą się takie napastliwe, czasem wręcz agresywne komentarze dotyczące rodziny, która przecież nikomu nie wadzi i żyje na uboczu lokalnej społeczności? Psycholog Krystyna Strukowicz spotyka się z podobnymi sytuacjami w swojej codziennej pracy. – Brak zwykłej ludzkiej empatii – komentuje. – Niektóre osoby mogą sobie zadać pytanie: „Czemu mamy im współczuć? Niech oni nie mają lepiej niż my”. Niestety, ciągle mamy zbyt mało wrażliwości i życzliwości. Zamiast tego przemawia przez nas gorycz i rozżalenie.
Zdaniem psycholog, wszystkie te negatywne reakcje mają swoje źródło. – Złe emocje wynikają często z własnych trudnych doświadczeń. Bo skoro nam w trudnych sytuacjach nikt nie pomagał, to czemu mamy się teraz wobec innych kierować dobrocią? Tkwi w nas jakieś poczucie niewyrównanych krzywd. I bywa, że jeśli choćby słyszymy o współczuciu dla innych, budzi to wręcz agresję.
Krystyna Strukowicz uważa, że w naszym społeczeństwie brakuje tolerancji dla inności. Zrozumienia dla ludzi, którzy żyją obok nas, ale sobie w tym życiu nie radzą, choćby ze względu na swoją niepełnosprawność czy ułomność.
– Wygląda to tak, jak byśmy chcieli, żeby ci ludzie w ogóle zniknęli, a taka publiczna akcja niesienia pomocy sprawia, że ich los wychodzi na światło dzienne. Ta rodzina żyje w specyficzny sposób, jakby wolniej, nie uczestniczy w otaczającym nas wyścigu szczurów. Oni mają swoje gołębie, bo tylko na to ich stać...
Ze względu na bardzo niski poziom internetowej dyskusji często towarzyszącej artykułom, w których zawarty jest apel o pomoc, postanowiliśmy o blokowaniu możliwości ich komentowania. Wychodzimy z założenia, że wyciągnięcie ręki do drugiego człowieka jest aktem dobrowolnym. Pomoc wyświadczy tylko ten, kto zechce. Ale dlaczego osoba „prosząca o chleb ma otrzymać kamień” od tych, którzy pomóc nie chcą? Każdy oczywiście może mieć swoją opinię, zarówno na ideę solidarności, jak i w związku z konkretną sprawą. Niektóre z ujawnianych opinii wydają się być jednak krzywdzące dla drugiego człowieka, a redakcja nie zawsze ma możliwość ich zweryfikowania i stwierdzenia czy są prawdziwe. Prosimy więc o niezamieszczanie podobnych w komentarzach, ale o przesyłanie istotnych informacji na poruszane przez nas tematy „pomocowe” na adres e-mail: internet@tygodniksiedlecki.com. |
Przeczytaj też na ten temat: